Historia - Legendy i podania
Jan Kazimierz uciekał przez Zduny
Starsi mieszkańcy Zdun opowiadają czasem historię o rzekomym podziemnym tunelu, który rozpoczynać ma się w centrum miasta, a kończyć zaś w lesie nieopodal sąsiedniego Cieszkowa. Historia ukrytego przejścia związana jest z osobą króla Jana Kazimierza, który w czasie potopu szwedzkiego ratował się ucieczką na Śląsk (wówczas we władaniu cesarstwa austriackiego). Graniczną miejscowością były Zduny.
Według podania, przed przekroczeniem granicy król zatrzymał się w zachowanym do dnia dzisiejszego budynku dawnej gospody (róg ul. Jana Kazimierza i Sienkiewicza). Mimo ponagleń swoich dworzan wahał się czy w tak trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska powinien opuszczać Ojczyznę. Zbliżający się do miasta oddział szwedzkiej rajtarii uniemożliwiał bezpieczne przekroczenie granicy, pogoń mogła doścignąć władcę jeszcze na terenie Rzeczypospolitej. W obliczu nadciągającego niebezpieczeństwa mieszkańcy Zdun pokazali królewskiemu orszakowi wejście do podziemnego korytarza, dzięki czemu Jan Kazimierz mógł bezpiecznie przedostać się za granicę.
W późniejszych czasach, różne dziwne rzeczy zaczęły dziać się w tajemniczym, podziemnym korytarzu. Wierzono, że miejsce to zamieszkały okrutne złe moce. Wielu było takich, którzy próbowali zbadać tajemne przejście, nikt jednak nie mógł wejść dalej niż na dwadzieścia metrów. Na drodze zawsze pojawiały się groźne przeszkody. Coś lub ktoś ciągnął śmiałków za ubrania, zatrzymywał, przewracał. Spora część odważnych badaczy nigdy nie powróciła z podziemnych wypraw. Tajemnica podziemnego korytarza jest więc wciąż nie odkryta.
Dzwoneczki w studni
Przy drodze ze Zdun do Chwaliszewa (za Chachalnią) znajduje się stara, niegdyś drewniana studnia zwana Studnią św. Marcina. Las między Zdunami a Sulmierzycami nosi nazwę świętomarcińskiego.
Jak podaje legenda na miejscu dzisiejszej studni miała być zlokalizowana wieś z drewnianym kościołem. Wieś zapadła się pod ziemię, najprawdopodobniej na skutek ciążącej na niej klątwy. W miejscu tym wytrysnęło źródełko. Jego woda w cudowny sposób leczy ponoć choroby oczu. Obok źródełka ludzie wybudowali kapliczkę, nieopodal powstał dom, w którym zamieszkał pustelnik. Fakt ten potwierdza dzieło Jana Łukasiewicza zatytułowane: " Krótki historyczno-statystyczny opis miast i wsi. Książkę wydano w Poznaniu w roku 1869.
W świątyni raz do roku odbywał się odpust ku czci św. Marcina.
Ludzie obudowali źródełko przez wiele lat przychodzili po cudowną wodę. Mówiono też, że w dzień św. Marcina z głębi drewnianej studni usłyszeć można delikatne dźwięki dzwoneczków.
W okresie niewoli pruskiej przy studni św. Marcina gromadziła się młodzież krotoszyńskiego gimnazjum zrzeszona w tajnym Towarzystwie Tomasza Zana. Na spotkaniach patriotycznych bywali tutaj m.in. późniejszy bł. Michał Kozal - biskup włocławski, męczennik z Dachau czy Władysław Bolewski, znany i ceniony lekarz z Krotoszyna.
Dzisiaj o historii tego miejsca informuje pamiątkowa tablica. Studnia wyschła, ale obok bije maleńkie źródełko. Każdego roku, 11 listopada odprawiana jest tam msza św. w intencji Ojczyzny.